Mój karpiowy sezon 2023 właśnie dobiegł końca...
Ostatnią tegoroczną zasiadkę, podobnie jak w ubiegłym roku spędziłem na Rybniku.
Nigdzie nie publikowałem informacji o swoim pobycie nad wodą, ponieważ chciałem wykorzystać ten czas będąc w pełni skupionym na głównym celu tego wyjazdu, który brzmiał następująco: "Złowić jednego jesiennego kabana jeszcze w tym roku"
Uważam że Jezioro Rybnickie to zbiornik nieodgadniony, który skrywa przed nami jeszcze wiele tajemnic.
Chyba właśnie dlatego tak bardzo pokochałem te wodę i ostatnimi czasy, stała się ona moim stałym karpiowym przystankiem.
Nie ma się co oszukiwać - łowienie na ER to nie przelewki, dlatego do takiej zasiadki zawsze trzeba się odpowiednio przygotować.
Nie tylko pod względem sprzętowym, ale także fizycznym i organizacyjnym.
Miałem już wcześniej okazję wędkować na zrzucie, ale tym razem wspólnie z Martyną oraz naszym gościem specjalnym - Patynem

postanowiliśmy poszukać karpi nieco dalej od grzebienia, z którego notabene "wychodzą" praktycznie same małe ryby...
Po wstępnym sondowaniu znaleźliśmy kilka bardzo obiecujących miejscówek gdzie dno zbiornika z twardego jak kamień nagle przechodziło w lekko zamulone.
To właśnie tu umieszczaliśmy swoje zestawy i jak się później okazało była to najbardziej efektywna miejscówka.
Już pierwszej doby udało nam się nawiązać kontakt z rybami, co było dla nas miłym zaskoczeniem i jednocześnie dużym sukcesem, zwłaszcza że jeden ze złowionych przez nas karpi przekroczył masę 18kg
Później zaczęły się małe problemy z przyłowami w postaci olbrzymich jazi oraz leszczy.
Na szczęście zwiększenie przynęty oraz wydłużenie włosa poskutkowało i białoryb na jakiś czas dał nam spokój.
Każdej doby udawało nam się doławiać kolejne ryby w granicach 10-15kg.
Nasze miejscówki, które wytypowaliśmy sobie na samym początku wyjazdu zaczęły być coraz bardziej produktywne.
Powiem Wam szczerze że zarówno ja jak i Mateusz nie oszczędzaliśmy futru i być może karpie po kilku dniach takiego obfitego nęcenia zaczęły coraz częściej odwiedzać nasze topowe miejsca, a czwarty dzień naszej zasiadki był absolutnie przełomowy...
Mati otworzył worek z dużymi rybami łowiąc karpia pełnołuskiego o wadze 21kg.
Kilkanaście godzin później los uśmiechnął się również do mnie.
Po bardzo wymagającym holu, udaje nam się podebrać golca o masie 22,3kg - Jest naprawdę pięknie, wydawać by się mogło że lepiej być nie może, a jednak poprzeczka została podniesiona jeszcze wyżej!
Mati postanowił jeszcze dolać oliwy do ognia i doławia pięknego łuskacza o wadze 23.4kg
Bank z dużymi rybami został rozbity, a ta zasiadka bez wątpienia zasługuje na miano legendarnej - wymarzone zakończenie sezonu o jakim nawet nie śniłem!
Podczas tego wyjazdu wydarzyła się jeszcze jedna nieprawdopodobna rzecz, ale pozwólcie że najpierw ostudzę lekko swoje emocje i opiszę tą historię w innym poście.